Rady pro bono dla prezesa Plichty

Marcin Plichta na konferencji prasowejDwa dni temu Marcin Plichta pojawił się na konferencji prasowej, ujawnił swoją twarz, przedstawił wybrane dokumenty na poparcie swojej tezy i dość dużo naobiecywał.

Dziś obiecuje dalej:

– klientom, że wypłaty rozpoczną się na ich konta,
– mediom, że spółka ma pełne pokrycie w majątku.

Nadal są to jednak tylko obietnice, nie mające pokrycia w faktach.

Co ciekawe, pod niektórymi komunikatami (np. konferencja prasowa, likwidacja OLT) podpisuje się Marcin Plichta – prezes zarządu. Pod ostatnimi obietnicami prezesa Plichty znajdziemy tylko zespół Amber Gold. Zobaczcie zresztą sami:

Komunikat dla klientów:

Amber Gold komunikat dla klientów 2012-08-08

Komunikat o majątku:

Amber Gold Komunikat o majątku 2012-08-08

Szkoda czasu na analizowanie – czy wartość nieruchomości podana została w cenach zakupu, czy na podstawie operatów rzeczoznawców majątkowych, czy też na podstawie prywatnej oceny pana prezesa. Nie będę też dopytywał o wartość godziwą (w przypadku braku kontynuacji działalności) czy o wartość możliwą do uzyskania przy szybkiej sprzedaży – niech to roztrząsają inni.

Ja chciałbym zobaczyć obiecane 31 lipca sprawozdanie finansowe zaprezentowane „w taki sam sposób, jak przedstawiają swoje wyniki spółki giełdowe„. Wszak jutro minie termin publikacji „w przeciągu kilku dni” i najwyższa pora by pan Plichta wywiązał się z danego słowa.

Między wersami zrozumiałem, że został już opuszczony przez doradców. Postanowiłem więc w czynie społecznym zaoferować mu prostą strategię działania:

flowchart Plichta - działanie w zależności od intencji

Ponieważ nie znam stanu faktycznego, musiałem rozpatrzyć dwa warianty – w pierwszym przypisałem panu prezesowi dobre intencje, w drugim założyłem złe.

W efekcie powstały cztery wersje planu działań (krótkoterminowych i długoterminowych), przy czym ścieżka postępowania zależy od intencji.

1) Jeśli intencje były dobre, ale w biznes planie był błąd, to rada jest tylko jedna – upublicznić natychmiast sprawozdanie finansowe, zrobić szybko sprawozdanie półroczne za 2012 rok, zatrudnić doradców, którzy pomogą przygotować plan upadłości układowej a nie likwidacyjnej dla OLT Express i plan naprawczy dla Amber Gold. Pokazać całe złoto a nie jedną sztabkę – jeśli w założeniach nie było przekrętu, to na pewno uda się coś uratować, choć koszty ratowania wszystkich firm będą ogromne. Jeśli się nie uda, to Marcin Plichta, wzorem Nicka Leesona będzie mógł napisać książkę „Łajdak na złocie”, zrobić film a z przychodów spłacić wierzycieli.

2) Jeśli intencje były dobre, biznes plan był właściwie skonstruowany, ale spółki zniszczyło państwo, to rada także jest prosta – natychmiast upublicznić sprawozdania finansowe, oprócz doniesień o możliwości popełnienia przestępstwa złożyć pozwy cywilne. Państwo i ew. banki pokryją szkody wyrządzone spółce, winni zostaną ukarani, a w efekcie prawo zostanie zmienione na lepsze. Te kilkadziesiąt (kilkaset) milionów zapłacimy co prawda jako podatnicy, ale w zamian będziemy wiedzieć, że żyjemy w państwie prawa. Może to też zmieni postawy urzędników, a już to warte jest po kilkadziesiąt złotych na obywatela.

3) Jeśli intencje były złe i uknute w głowie pana Marcina, to zapewne od dawna ma gotowy plan działania. Teraz idzie w zaparte i gra na zwłokę. Logika podpowiada, że możliwe są tylko dwa wyjścia z sytuacji (1) odsiedzieć wyrok i (2) zniknąć i liczyć, że rząd RP nie podpisze umowy ekstradycji przed upływem okresu przedawnienia. Być może adwokaci doradzili, że przy takiej skali działania proces się będzie ciągnął latami, prawnicy będą kwestionować fakty, powoływać coraz to nowych ekspertów, a pan Marcin będzie odpowiadał z wolnej stopy licząc, że część zarzutów się przedawni. Cóż, w tej dziedzinie nie jestem ekspertem. Z uważnej lektury wiadomości wiem tylko, że niektórzy biznesmeni umilają sobie odsiadki pracą w więziennej bibliotece.

4) Jeśli pan Marcin wystąpił w całej tej aferze w charakterze tzw. nieświadomego „słupa” – tu także nie jestem ekspertem. Mogę tylko przypomnieć, że funkcjonuje instytucja „świadka koronnego”. Tu opcje są także dwie – może pójść na współpracę, albo zniknąć (przy czym ta druga opcja ma również w sobie wariant zniknięcia na zlecenie jego mocodawcy).

Osobiście wolałbym by zrealizował się jeden z dwóch pierwszych scenariuszy. Oceniając jednak pana Marcina po owocach jakie wydaje, obawiam się że zobaczymy wariant 3 lub 4.

Klienci Amber Gold utwierdzą nas wszystkich w przekonaniu, że „mądry Polak po szkodzie”. Tylko dlaczego podobne afery muszą się cyklicznie powtarzać?

Znajdź 10 różnic

11 myśli na temat “Rady pro bono dla prezesa Plichty”

  1. w poprzednim artykule o wypowiadaniu umów bankowych chyba dobrze przewidziałeś że banki mogły wypowiedzieć umowy ze wzgledu na AML – BGZ złożył takie zawiadomienie do gdanskiej prokuratury juz w czerwcu i ta uruchomila ABW

    1. Im więcej czytam, tym bardziej jestem przekonany, że ten zarzut raczej upada. Prezes Plichta raczej nie rozróżniał spółek, którymi zarządzał – jak to ktoś gdzieś napisał „płacił z jednej spółki za zobowiązania drugiej, przy czym przelew wychodził z trzeciej” – patrząc z boku wydaje mi się to wysoce prawdopodobne…

      Choć nie wykluczam, że mogła być to część jakiegoś super-planu przekrętu, którego mój umysł nie obejmuje…

      To trochę tak jak z publikacją danych finansowych przez AG – spółka posiada nieruchomości o wartości [b]około[/b] 35 milionów złotych…

      Około może być interpretowane jako przejaw braku wiedzy (głupota), ale potem może też stanowić obronę w sądzie (przemyślane i zaplanowane).

      Cóż, afera nam się z każdym dniem rozwija i musimy obserwować i czekać na kolejne zwroty akcji.

  2. A ja jestem przekonany, że cały ten biznes opiera się na z góry wypracowanej strategii. Pan P rusza kilka interesów, Amber Gold i OLT, nie upubliczna raportów i sprawozdań finansowych podejmując ryzyko, że ktoś głosniej krzyknie i łowi naiwnych. Naiwni płacą wierząc w pewny zysk. Potem wystarczy opłacić kilku dziennikarzy, by w sezonie ogórkowym zrobić zadyme na cały świat. Tak pobudza się panike, która u osób lokujących pieniądze powoduje paniczna uczieczke z Amber Gold. I pies pogrzebany jest w sprytnym zapisie w umowach gdzie Klienci zgodzili się, że w przypadku zerwania umowy Amber potrąca im 19,5% kwoty oraz sprzedaje „złoto” po cenie przez nich ustawionej z ich spreadem.

    Ludzie uciekają, szybko. Termin wypłat pieniedzy dla „cierpliwych” jest oddalany. To budzi jeszcze większą panike… a na końcu Pan P ma kupę kasy i gra rolę nieszczęśliwej ofiary. Może jeszcze wygrać kilka spraw w sądach. Stać go teraz na najlepszych adwokatów. Niestety jestem do tego scenariusza przekonany. Pan Samcik dzisiaj sam o tym zaczyna pisać…

    Jednym z minusów całej tej sprawy niestety może być też to, że zaufanie do sektora finansowego i banków przez ten numer spadnie jeszcze bardziej. Przy poziomie edukacji bankowej i finansowej na poziomie 76% abnegatów w społeczeństwie, za jakiś czas, jakiś kolejny macher może wymyśleć coś jeszcze lepszego…

    Obym sie mylił. Oby.

    1. Michał, na razie obaj stosujemy gdybologię stosowaną, która może dać nam podstawy do:
      – szkoleń o systemach wczesnego ostrzegania
      – podręczników do compliance
      – książek o finansowej fikcji i kryminałów parabankowych
      – zmian w regulacjach nadzorczych
      itd. itp.
      Ale to dopiero będzie można robić, gdy opadnie zasłona dymna i na spokojnie oszacujemy straty – bo zysków nie będzie chyba po żadnej ze stron tej bitwy…

  3. Z cyferek wynikało jużkilka lat temu, że to musi paść (nie da się gwarantować zysków ze wzrostu ceny rynkowej jakiegoś surowca). Intiucja podpowiada wersję 4. a zatrudnianie jako experta przez OLT syna Premiera mogło być zagrywką, by się prokurator nie wgłębiał za bardzo w tło i nie stawiał pytania „kto za tym wszystkim stoi”.

    1. na „depozytach” zabezpieczonych złotem można było całkowicie legalnie zrobić margin banking. Od strony formalnej, obejście przepisów prawa bankowego było całkowicie legalne. Nie wiemy co działo się w praktyce, bo nie mamy wglądu w sprawozdania finansowe. Można było zrobić z tego całkiem dobry biznes, ale wygląda na to, że nie to było celem.

      Co do zatrudnienia syna premiera – totalny niewypał. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdyby prawdziwe problemy rozpoczęły się dopiero po rozmowie Michała z ojcem. Gdybym to ja był na jego miejscu zapewne poleciłbym sprawdzenie, a gdy służby zaczęły węszyć, to rozpoczął się efekt domina.

      Im więcej faktów wypływa na światło dzienne, tym bardziej jestem przeświadczony, że mamy do czynienia ze scenariuszem 3 – ale tu zastrzegam się, że większości faktów jeszcze nie znamy, więc może być to błędny pogląd.

  4. Z Rentier DK było tak… Przestrzegliśmy ludzi na początku działalności tej piramidy: http://www.networkmagazyn.pl/rentier-dk a nieco później prezes zginął na autostradzie w bardzo dziwnych okolicznościach: http://www.networkmagazyn.pl/co-z-firma-rentier-d-k
    A co do Juana Guerra to przypomniała mi się podobna sprawa z polską piramidą finansową Global Investment (ok. 1994 roku). Kiedy prokuratura weszła do siedziby spółki wszystkie dokumenty były gaszone przez straż pożarną : )

  5. Jeszcze jest rozwiązanie typu Rentier DK sprzed kilku lat. W samochód prezesa wjechał ukraiński TIR i wszystko doszczętnie spłonęło.

    1. Nie wiem, nie znam się na takich sprawach… Ale pożarem przypomniałeś mi taką sprawę z 1989 roku z Hiszpanii – Juan Guerra, brat wicepremiera Alfonso Guerra, miał firmę zarejestrowaną pod adresem ministerstwa. Gdy przyszedł urząd skarbowy na kontrolę, pan wicepremier oświadczył że to oczywista pomyłka. Nie był w stanie podać aktualnego miejsca funkcjonowania firmy brata. Zwołał więc konferencję prasową na której miał oświadczyć co i jak – zdaje się że po weekendzie. Na konferencji podał adres firmy brata – jakaś wieś w Andaluzji. Gdy dziennikarze tam się wybrali, okazało się, że w trakcie weekendu przeszła burza, piorun trafił w budynek i wszystko doszczętnie spłonęło.
      Juan Guerra trafił chyba do więzienia za inne oszustwa podatkowe, ale to dawno było i już po moim wyjeździe z Hiszpanii.

      Zresztą z burmistrzem Marbella było podobnie – tu nagrali go na video gdy przyjmował łapówkę. W przeddzień sprawy nieznani sprawcy włamali się do sądu, coś tam ukradli – między innymi dowody w sprawie. Bez dowodów nie ma sprawy, więc burmistrza uniewinniono…

  6. Zapomniałem jeszcze dodać, że jeśli pan Marcin będzie się wykręcał brakiem badania przez biegłego, niech choć upubliczni te wersje, które dostarczył w ustawowych terminach do urzędu skarbowego.

Dodaj komentarz